Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
Rozdział I

Nadchodziła zima...
- jeszcze się barowała z jesienią i porykujący tłukła po sinych dalach jako ten zwierz srogi
i głodny, że nie wiada było, kiej przeprze a skoczy i lutymi kłami weżre się we świat...
- jeszcze czasami prószył śnieg nikły, płowy - jesienny śnieg...


Dość długo się zapowiadała, aż przyszła jakoś zaraz po świętej Barbarze. Zrobiło się ciemno i wietrznie. Wszystko było jak uśpione, aż do pierwszego dużego śniegu, kiedy to na dworze zrobiło się całkiem bielutko. Antkowie mieszkali teraz w bardzo skromnej chałupie Bylicy razem z rodziną Weronki.

Ciężki to był czas da Hanki, wciąż kłóciła się z siostrą, a i mąż się od niej oddalił. Poza zimnem domownikom doskwiera również głód. Zawzięty Antek zabronił Hance przyjmować jakiejkolwiek pomocy od Boryny. Gorycz Antkową pogłębiało to, że cała wieś się od niego odwróciła, od trzech niedziel nikt ich nie odwiedzał.

Tego dnia Hanka czekała na kupców, którzy mieli kupić krowę, patrzyła na męża siedzącego przy stole z zimną miną i rozmyślała.

Nie, tak być nie może dłużej, krowę sprzedadzą, jeść nie ma co, a on siedzi, roboty nie szuka, do młócki, choć proszą, nie idzie, a choćby i ten złoty groszy dwadzieścia zarobił na dzień, na sól by było, na okrasę, kiej już i tej kapki mleka zbraknie!


Hanka już miała skrzyczeć męża, kiedy spojrzał na nią żałośnie i jakoś odeszła jej złość. Pobiedzili się razem nad swoim losem chwilę, po czy Antek poszedł odkopać ziemniak, żeby sprawdzić, czy nie pomarzły. Przyszli Żydzi po krowę. Zaczęły się ostre targi, w końcu zabrali krowę. Hance tak się smętno zrobiło, jakby kogo z rodziny wywieźli. Antek kazał żonie popłacić wszystkie długi, a resztę schować. Sam wziął w kieszeń pięć rubli i powiedział, że idzie w świat roboty szukać, bo w Lipcach za wyrobnika nie będzie.

Nie uszedł jednak daleko, bo nagle obok przejechały sanie, a na nich Jagna z Boryną. Zgnębiony poszedł do karczmy, pod drodze minął jeszcze kilka sań, jechali na sąd z dworem o krowę i pobitego parobka. Antek siedział w prawie pustej karczmie i pił. Po czym wyszedł bez zapłaty, a przy wyjściu prawie pobił Jankiela.

Rozdział II


U Antków Hanka wciąż kłóciła się z Weronką i zamartwiała o męża. Spoglądała z tęsknością na Borynową chałupę i zazdrościła w duszy Jagnie dobrobytu. Kobieta pokrzątała się w obejściu, po czym kazała ojcu wszytego dopilnować i poszła do wsi. Po drodze spotkała Jankiela, który „wywróżył” jej nędzną przyszłość. Dalej natknęła się na płaczącą Magdę, dziewkę organistów, która właśnie z domu wyrzucano za to, że się z Frankiem prowadzała, a teraz jest w ciąży. Organiścina zaprosiła Hankę do środka.

W domu składali właśnie opłatki, ktoś wezwał organistę na chrzest. A Hanka powoli zaczęła się żalić, skończyła dopiero gdy w pełni dała sobie upust. Wysłuchali jej, pocieszyli ale na Borne słowa złego nie rzekli. Za to gospodyni zaproponowała Hance pracę - przędzenie wełny. Podziękowała i poszła dalej, myśląc, gdzie poszukać pracy dla męża. Postanowiła pójść od młyna, po drodze spotkała Nastkę Gołębiankę.

Młynarz obiecał zatrudnić Antka, ale nie oszczędził kobicie słów prawdy o mężu. Hanka dowiedziała się, że Antek nadal romansuje z Jagną. Hanka pobiegła szybko do domu, tam zastała już trzy worki wełny. W jednym z nich znalazła bochen chleba i kawał słoniny. Siadła i przędła, czekając na Antka.

Następnego dnia Hanka już się tak nie martwiła, nie miała czasu. Antek wrócił dopiero pod wieczór taki zbiedzony, że nie miała serca go o nic pytać. Niespodziewani do chałupy Bieliny zawitał stary Kłąb. Poplotkowali z nim trochę, na koniec zachęcał ich by czasem się u niego pokazali i jakby co prosili o pomoc. Antkowie zostali sami. Hanka Atala męża, czy szukał roboty, skłamał, że tak. Ona tez nieco prawdę przeinaczyła, mówiąc, że młynarz sam zaproponował mu posadę.

Rozdział III

Antek zaczął nową robotę przy rżnięciu drzewa. Po pierwszym dniu Antek wrócił do domu ledwo żywy, wszytko go bolało. Wiedział, że się przyzwyczai, ale i tak było mu ciężko. Hanka dogadzała mu jak mogła. Praca była jeszcze bardziej wyczerpująca, że mróz i wicher doskwierały, ale dla Antka najgorsze było „Mateuszowe przewodnictwo”. A wszystko przez Jagnę:

Dość, że się zawzinali na się coraz srożej, bo na samym dnie złości, jak zadra boląca, tkwiła Jagusia. Obaj oni, a już z dawna, jeszcze od wiosny, a może i od zapust, chodzili za nią
na przyprzążkę i przepierali jeden drugiego kryjomo, dobrze jednak wiedząc o sobie. Jeno Mateusz robił to prawie na oczach wszystkich i w głos powiadał o swoim miłowaniu, a Antek
kryć się z tym musiał, to i głucha, paląca zazdrość parzyła mu serce.


Hanka cieszyła się, że Antek ma robotę, a sama co dzień przynosiła mu obiad do tartaku. Miała wtedy okazję patrzeć na ukochanego męża i pogadać o strawach bieżących. Któregoś dnia gdy Hanka poszła chłopi jeszcze rozmawiali o „bracie dziedzicowym z Wólki”, który niedawno wrócił z zagranicy, a we dworze mieszkać nie chce, tylko się do borowego przeniósł i sam wszystko kolo siebie robi. Podobno po wsiach chodzi i wypytuje się wszystkich o „jakiegoś Kubę”, „któren go miał pono z wojny wynieść i od śmierci uchronić!”. Antek począł mówić o zmarłym parobku, ale Mateusz już wzywał do roboty.

Antek coraz bardziej zamykał się w sobie. Przestał chodzić do kościoła, bo bał się spotkania z Jagną, znajomych nie odwiedzał. Jeszcze bardziej zacięty był na Mateusza. Któregoś dnia spotkał kowala, który zaczął mu wypominać, że nie przyszedł do niego po radę, a przecież taka sama krzywda ich spotkała. Kowal zaczął mówić o zgodzie z Boryną, ale Antek go pogonił. Ten dzień w ogóle był jakiś niedobry. Nic nie szło, jak powinno.

Antek poszedł do młyna przypilnować, by zrobiono kaszę. Zastał tam wielu ludzi, a pośród nich Mateusza. Opowiadali coś o wypędzeniu Magdy i śmiali się przy tym. W pewnym momencie zaczęła się rozmowa o Jagnie, Mateusz się przechwalał, jak to z nią romansował. Tego Antek nie wytrzymał i stanął w obronie dobrego imienia Jagny. Pobił straszliwie Mateusza, po czym poniósł go i wrzucił do wody, co wzbudziło podziw wśród obecnych. Młynarz zawołał do roboty, ale Antek nie chciał iść, chyba że za tyle co Mateusz, a że cennym pracownikiem był, to i utargował lepszą pensję.

Rozdział IV

Zbliżało się Boże Narodzenie. Wszędzie panował rwetes – po chałupach robiono porządki i przygotowywano tradycyjne posiłki. Boryna z nowym parobkiem, Pietrkiem pojechał do miasta po przedświąteczne sprawunki. Tymczasem Jagnę odwiedził w domu księżyk Jasio, przyniósł opłatek i przy okazji podzielił się nowinami. Powiedział miedzy innymi Antkowej biedzie.

Boryna był coraz bardziej zakochany w Jagnie, niczego jej nie żałował. Natomiast dziewczyna cały czas myślała o Antku:

Jasio go jej przypomniał, że jak żywy stanął przed nią, jak żywy...
Prawie trzy miesiące go nie widziała, bo jeszcze na długo przed ślubem, tyla ino, co wtedy przejazdem na drodze pod topolami... juści, czas płynął jak ta woda; a to ślub, przenosiny, kłopoty różne, gospodarstwo, że i kiej to miała o nim pomyśleć! Nie widywała go, to i na myśl nie przychodził, a ludzie też wagowali się mówić o nim przed nią... A teraz, nie wiada dlaczego, tak z nagła stanął przed oczami i patrzył z taką żałością, z takim wyrzutem, aż się jej dusza zatrzęsła ze zgryzoty...


Jagna chodziła niespokojna, popłakała sobie, po czym nagle wesołość ją wzięła. Z tego Dominikowa i Boryna wywnioskowali, że młoda żona jest w ciąży. Gdy jej to oznajmili, zaczęła zaprzeczać, wcale jej się to nie uśmiechało. Tymczasem nastał wigilijny wieczór, Borynowie w towarzystwie Dominikowej, jej synów, Rocha, służby oraz Jagustynki podług obyczaju zasiedli do wieczerzy. O północy cała wieś poszła do kościoła, na „pierwszą msze”, powitać nowo narodzonego. Podczas nabożeństwa Antek przysnął się do Jagny i poprosił, by któregoś dnia wyszła do boru, bo musi pilno z nią pomówić.

Rozdział V

Jagna wróciła po pasterce pełna wątpliwości, spotkać się z Antkiem, czy nie. W końcu jej złe myśli przeszły i znowu wzięła się do roboty. Józia z Nastką pogadywały wesoło, ale i smutne wieści przyszły. Mana zległa w nocy i dziecko zamarzło, ona ledwo żywa się ostała. Rozmowa zeszła również na Mateusza, który wciąż dochodził do siebie, bo bojce z Antkiem. Kiedy Jagna o tym usłyszała nagły płacz ją złapał, ale oprzytomniała szybko i wypytywała się o szczegóły. Jeszcze bardziej jej teraz tkwiło w sercu to Antkowe proszenie: „Wyjść na bróg”. Tymczasem wciąż trwał spór z dworem, chłopi mieli się zebrać, by coś uradzić i prosili Macieja o udział w zebraniu. Ale mądry gospodarz się wykręcił, bo akurat musiał jechać pilnie do Woli.

- Hale, uradzajcie sobie, ale beze mnie! - myślał - wójt ni młynarz, ni co pierwsi nie pójdą z wami! Niech się dwór dowie, że nie nastaje na niego, prędzej zapłaci za krowę... i będzie się chciał godzić z osobna..: Głupie!...do ostatniego chojaka pozwolić mu ciąć... a potem dopiero w krzyk, do sądów, areszt położyć, przycisnąć - dałby więcej niźli zgodą. Niech se radzą, poczekam na boku, nie pilno mi, nie!...


Jagna początkowo cieszyła się, że Boryny cały dzień nie będzie, myślała „wieczorem, wyjde na bróg”. Serce aż ulatywało jej w stronę Antka, ale kiedy Maciej już miał wychodzić, nagle zatrzymała go i poprosiła, by ja ze sobą zabrał. Pojechali razem.

Rozdział VI

Maciej wyszedł, strapiony, że go na naradę z dziedzicami nie proszą. Jagna została z Witkiem w domu. Nagle w progu stanął jakiś nieznajomy, pytał, czy to dom Boryny. Chciał się ogrzać, rozglądał się po chałupie, rozpytywał o wycinanki i inne rękodzieła. W pewnym momencie zagaił o Jakuba Sochę. Okazało się, że zmarły parobek był niegdyś jego towarzyszem walki, jemu to pan Jacek (nieznajomy okazał się bratem dziedzica) zawdzięcza życie. Kiedy powiedziano mu o śmierci Kuby, poszedł na jego grób i żarliwie się modlił. Witek wracając do domu, spotkał Antka o czym zwrócił uwagę Jagny. Niespokojna kobieta poszła do obory doić krowy i tam naszedł ją syn Macieja.

Zabrakło im głosu, wzruszenie ich dławiło i ta bliskość, ta upragniona samotność, ta noc niemocą się na nich zwaliła, ciężarem słodkim, ale i dziwnym lękiem! Rwali się do siebie, a teraz i tego słowa rzec było trudno i ciężko, pożądali się nawzajem, a i ręki do się wyciągnąć było niepodobna - milczeli.


Porozmawiali chwilę, Antek prosił, żeby wyszła na bróg, miał czekać przez godzinę albo dwie. Schadzka im się jednak tego dnia nie udała, bo skoro tylko się spotkali, rozległo się Wołanie Boryny: „Jaguś, Jaguś”. Maciej widząc zdyszaną i zarumienioną żonę, zaczął ją podejrzewać o jakie schadzki z parobkami. Przyszedł Rocho wypytać o sytuacje z dworem, ale Boryna nic mu nowego nie powiedział. Kiedy gość poszedł Jagna słała już łóżka Boryna rzucił jej szmatę pod nogi i powiedział z wyrzutem: „Zapaski gubisz, nalazłem ją przy przełazie!”. Dziewczyna wykręciła się przytomnie, Łapą, że wyciągnął z chałupy, ale Boryna nie uwierzył.

Rozdział VII

Święto Trzech Króli wypadło tego roku w poniedziałek, po nieszporach ludzie zebrali się w karczmie, gdzie odbywały się właśnie zmówiny córki Kłęby. Konflikt lipieckich chłopów z dworem pogłębiał się, dlatego nie zatrudniono nikogo ze wsi przy wyrębie lasów, co dotknęło przede wszystkim najbiedniejszych. Poproszono o pomoc księdza, wysłano do niego delegacje, ale dobrodziej nie chciał się wstawić za nimi u dziedzica. Biedacy siedzieli w karczmie, pili wódkę i rozmawiali.

Tymczasem zabawa zaczęła się na dobre, część osób poszła w tany, inni stali i gwarzyli wesoło. Nagle pojawił się Mateusz, idąc jeszcze o kiju i zawołał młodego Borynę. Ku zdziwieniu Antka rywal przyszedł się pojednać. Mateusz schlebiał Ankowej sile i przyznał, że latał za Jagną, ale ta go nigdy nie chciała. Mężczyźni co rusz to przepijali zgodę, a mąż Hanki poczuł się tak dobrze, że zwierzył się towarzyszowi z miłości do Jagny. Do Antka i Mateusza ostrożnie zbliżyli się inni młodzi gospodarscy synowi i pomstowali a dziedzica, że lasu nie chce oddać, i na starych, że się rządzić nie potrafią, a na wycug nie chcą iść, młodych do głosu nie dopuszczą. Uradzili, że należy „całą wsią iść, rozegnać, nie pozwolić dopóty, aż się dziedzic ze wsią nie ugodzi”, a buntowi miał przewodniczyć Antek.

jeden tylko Grzela się sprzeciwiał, a że bywał we świecie i gazetę „Zorzę” czytywał, to jął naucznie i kiej z książki prawić, że gwałtu nie można czynić, bo wda się w to sąd i prócz kozy nikt więcej nie wskóra, że trzeba, aby wieś sprowadziła z miasta adwokata, a ten by wszystko po sprawiedliwości wyrychtował.


Do karczmy wszedł Boryna z żoną, co oderwało uwagę Antka od sprawy. Kiedy tylko ojciec się odwrócił podszedł do Jagny i porwał ją do tańca. Józka widząc jak brat z macochą na parkiecie wydziwia poszła po Borynę do alkierza, żeby przerwał to wszystko. Wściekły mąż wyrwał Antkowi żonę z objęć i pognał ją do domu. Cała wieś tylko o tym gadała. Zabawa się skończyła, karczma opustoszała, tylko Antek siedział w kącie jak zamroczony. Ocknął się na głos Hanki, która przyszła zabrać go do domu, ale odpędził ją. Sam wyszedł, szwendał się po wsi długo, a wracając do domu znalazł Hankę leżąca pod cmentarzem. Kobieta płakała rzewnie, wtedy wzięła go żałość i poniósł żonę na rękach do chałupy.

Rozdział VIII

U Borynów po wydarzeniu w karczmie było nie do wytrzymania, panowało straszliwe milczenie. Maciej rozchorował się z tego wszystkiego. Józka dogryzała Jagnie, kiedy tylko miała okazję. Młoda żona nie mogła znaleźć sobie miejsca w domu, wciąż myślała o Antku. Dominikowa próbowała wstawiać się za córka u Boryny, ale ten już swoje wiedział i przekonać się nie dał. Jagnie na ten gniew Borynowy Jagustynka radziła nie dobrocią, a złością chłopa złamać. Nie dopuszczać do siebie i stawiać na swoim.

Tak też Jagna zrobiła i wtedy to dopiero się piekło w domu zaczęło. Zgodę przyniósł ksiądz, który przyszedł na kolędę i przemówił do rozumu Borynie. Ale zgoda to była tylko pozorna. Maciej wciąż pilnował żony, a oboje pamiętali krzywdy sobie wyrządzone. Jagna coraz bardziej nienawidziła męża i coraz mocniej ciągnęło ją do Antka, z którym teraz często spotykała się pod brogiem. Kochankom pomagali Jagustyna (ot przez złość do całego świata) i Witek, który był zły na gospodarza, że kazał mu oddać oswojonego boćka księdzu.

Tymczasem doszło do ugody między dworem a bogatymi gospodarzami - wójtem, kowalem i młynarzem. Mieli sami zwozić drewno. Boryna początkowo obrażony, że go na naradę dziedzic nie zaprosił, w końcu się zgodził, myśląc jednak skrycie, że jak przyjdzie co do czego, to się jeszcze o las będzie sądzić z dworem.

Rozdział IX

Tego dnia na dworze było okropnie, chmurno, wietrznie i mroźnie, ale Hanka i Bylica musieli udać się po chrust do lasu z grupą innych kobiet. U Antków panowała teraz straszna bieda:

w chałupie ziąb nie do wytrzymania, dzieci skwierczą z zimna, warzy już nie było
przy czym zrobić, że jeno suchego chleba pojedli...


Po drodze zatopiona w myślach o przeniewierstwie, w cichych groźbach kierowanych w stronę Jagny, którą obwiniała o swoje nieszczęście, odłączyła się od grupy i wracała sama. Tymczasem obok przejechały Borynowe sanie, gospodarz wracał z sądu (przegrał sprawę o krowę). Maciej poznał synowa i zaproponował podwózkę. Boryna zdumiał się przemianą Hanki:

Dziwny, mrożący spokój bił od niej, a jakaś moc skamieniała, nieustępliwa widniała w jej zaciętych wargach. Nie przerażał ją jak dawniej, mówiła niby z równym a obcym o różnych rzeczach nie skarżąc się ani słówkiem, nie żaląc... Odpowiadała prosto, do składu, a głosem
dziwnie surowym, przecierpianym i przez to jakby stężałym w chropawą grudę utajonych boleń, jeno w oczach niebieskich, wypłakanych tliło się ostre zarzewie czującej mocno duszy.


Boryna przy rozstaniu zaproponował Hance pomoc. Po powrocie do domu kobieta długo rozmyślała o propozycji teścia. Bylica radził jej pogodzić się z Boryna, przystać na jego propozycję, a nie oglądać się na Antka. Hanka myślała teraz już tylko o dzieciach (była brzemienna) i sobie, poczuła nagła moc do walki, do stanowienia o sobie, chciała wrócić do Borynowej chałupy, bo czuła, że tam jest jej miejsce. Pracowała jeszcze, a co i rusz wyglądała za okno czy mąż nie wraca. Nagle usłyszała hałas, coś się paliło. Wpadł Antek.

Okrwawiony był, bez czapki, kożuch miał porozrywany, twarz osmoloną i dziki, nieprzytomny ogień w oczach.


Rozdział X

Tego samego dnia zeszli się ludzie do Kłębów na przędzenie wełny. Plotkowano, bawiono się. Był tam i Roch, który tym razem opowiedział zebranym historię o królach. Jagna tak się zasłuchała , tak przeżywała każde słowo Rocha, że nic już nie widziała, tylko wycinała to co, usłyszała z papieru. Tymczasem zniecierpliwiony Antek dawał jej znaki. Nagle usłyszano ujadanie psów za oknem i jakaś postać przemknęła przez podwórze. Wszyscy się wystraszyli, że to zły jaki. Roch, żeby uspokoić towarzystwo począł opowiadać kolejną historię, tym razem o Matce Boskiej. Zadumanie i dźwięk Mateuszowego fletu sprawiły, że prawie nikt nie zauważył, jak Antek i Jagna wymknęli się razem, by schronić się w stodole.

Rozdział XI

...Wpadli do sadu, chyłkiem przesunęli się pod obwisłymi gałęziami i prędko, trwożnie, niby spłoszone jelonki, wybiegli za stodoły, w omroczałe śniegi, w noc bezgwiezdną i w niezgłębioną cichość pól przemarzłych.


Potem kochankowie spędzili razem namiętne godziny. Ogarnęło ich całkowite szaleństwo, tak, że na chwile o Bożym świcie zapomnieli. Nadszedł czas powrotu. Szli w całkowitych ciemnościach, aż znaleźli się na dróżce „biegnącej wzdłuż wsi za stodołami, ale już po Borynowej stronie”. Nagle Jagna zaczęła płakać. Poczuli nagła tęskność, że „jeszcze bardziej rwali się do siebie”. Już wracali. Nagle usłyszeli jakiś głos niedaleko. Przyspieszyli. Nie minęła. Zdrowaśka jak wyrósł przed nimi nagły ogień, a zaraz po nim gniewny Boryna z widłami w dłoniach. Kochankom jednak udało się uciec, Boryna krzyczał oszalały, zlecieli się ludzie, by ugasić ogień.

Rozdział XII

Wieś aż huczała po wydarzeniach poprzedniej nocy. Nikt nie miał wątpliwości kogo Boryna zastał na brogu. Kochanków zdradziła zapaska zgubiona przez Jagnę. Zebrani na pogorzelisku ludzie podejrzewali, że to Antek w złości podpalił bróg. Wina za wszelkie nieszczęścia obwiniali jednak „tę sukę” Jagnę. Gdy tak pomstowano na kochanków i obmyślano odpowiednią karę, na tych, co wieś całą mogli spalić, nadszedł ksiądz z Panem Jezusem, a przed nimi Jambroży ze świecą i dzwonkami. podążał z ostatnią posługą do umierających, część ludzi podążyła za nim.

Do wsi przybył pisarza ze strażnikami oglądać pogorzelisko. Wszyscy niecierpliwie czekali, kiedy pójdą zabrać Antka do kryminału. Plotki narastały. Wielkie było rozczarowanie wszystkich, kiedy dowiedziano się, że Borynowego syna nikt nigdzie nie zamyka. To znaczy, że nie podpalił? Więc kto? Przecież nie Jagna czy stary. Zaczęły się pojawiać glosy broniące Antka. Za to nienawiść do Jagny rozgorzała na dobre. Ponadto cala wieś jednomyślnie współczuła Hance.

Przyszedł marzec, plotki ucichły, tym bardziej że żadne z uczestników wydarzeń nie rzucał się ludziom w oczy.

Hanka dowiedziała się wszystkiego od Weronki. Jakże ta wiadomość rozdarła jej duszę, jak ją przemieniła. Ból ogromny przerodził się w determinację. Hanka przestała się bać męża, postanowiła pójść do Boryny po pomoc. Wcześniej pogodziła się jednak z siostrą, przeprosiła za wszystko, podziękowała za gościnę, nie skarżyła się jednak na męża, co zdziwiło Weronkę. Antkowa żona w Popielec wybrała się rano na mszę, po czym zaszła do Borynowej chałupy, gdzie radośnie przywitała ją Józka.

Boryna ciepło rozmawiał z synową, ulitował się nad nią i dziećmi, kazał zapakować im jedzenie w tobołki i zaprosił do częstszych odwiedzin. Antek wściekł się widząc ojcową darowiznę, ale Hanka zrobiła mu taką awanturę, ze struchlał i poszedł w wieś. Pil teraz Rawie nieustannie i mimo wszystko spotykał się z Jagną, choć ta widywała się z nim tylko, dlatego że się go bała.

Tymczasem dzięki interwencji księdza pogodzono małżeństwo, co rozwścieczyło zaskoczonego Antka. Czatował wiele dni na Jagnę ale jej nie spotkał, w poszukiwaniu kochanki poszedł na nieszpory, a tam pod wpływem kazania, w którym został wypomniany, przeżywa największe upokorzenie. Odczuwa straszliwa samotność i ból, plącze się bezradnie po okolicy, bo nikt nie chce z nim rozmawiać.

Rozdział XIII

„Na zwiesnę się miało;” Odwilże i chłód dawały się we znaki szczególnie lipickim biedakom. Ludzie chorowali. U Borynów nowe porządki nastały. Maciej choć przyjął żonę do domu, to nie miał już dla niej serca, zapędzał ją do roboty i traktował tak jak dziewkę. Nie pilnował jej nawet, bo stała mu się zupełnie obojętna. Jednej nocy podobno w ogóle nie wrócił, bo zasiedział się do późna w mieście. Był rejenta jakiś zapis zrobić, ale jaki wiedziała tylko Hanka, bo teraz była w takiej łasce u teścia, że radził i zwierzał jej się we wszytym. Bywała u niego co dzień, a dzieci nawet nocowały z dziadkiem, bo tak je miłował. A Jagna coraz zajadlejsza była, coraz bardziej wściekła. I do Antka już nie miała ochoty wychodzić, aż jej raz wszystko wypomniał i poszedł sobie.

Któregoś dnia marca, w wsi pojawiła się wiadomość, że dziedzic las wycina. Aż zawrzało wśród chłopów, zaczęto się radzić. Po czym poszła delegacja do Boryny, by się go poradzić. Gdy Maciej dotarł na plac przed karczmą chłopi już czekali. Wcześniej i kowal, i Roch, i ksiądz próbowali odwieźć tłum od walki. Maciej przemówił, po czym poprowadził naród do walki o swoje.

Rębacze ustąpili widząc groźne twarze lipieckich chłopów, ale z dworu nadeszła odsiecz i doszło do zajadłej bójki. Boryna nie miał sobie równych walce. Wśród chłopów był również Antek, który początkowo zamierzał zabić ojca, ale coś w ostatniej chwili mu nie pozwoliło. Gdy dostrzegł, że borowy powalił Macieja na ziemie, najpierw wpadł w rozpacz, a potem pognał za przeciwnikiem i zabił go. Lipczaki wygrali. Ciężko ranny w głowę Maciej ledwo rozpoznaje syna, po czym traci przytomność.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Chłopi, Lato - streszczenie
2  Pozostali mieszkańcy Lipiec
3  Problem gatunku